Jak się trochę człowiek namęczy to i są efekty!
Na ten weekend już dawno zaplanowaliśmy wysiłek fizyczny w postaci uprzątnięcia działki do stanu używalności. Okazało się, że przy takiej ekipie działka wygląda nie tylko jak budowlana, ale nawet rekreacyjna. Spokojnie w nastepny weekend można się wybrać z grillem pod pachą, browarkiem i chętnymi ziomkami na noc świętojańską i imprezowanie pod gołym niebem:]
Ale do rzeczy...
Rodzinka stawiła się prawie w komplecie i podjęła wyzwanie automatycznej kosiarki w postaci zaprzęgniętych do ciężkiej roboty rąk. Efekt... Zza góry usypanej z trawy wyłania się całkiem ładna działeczka naszej własności toteż z dumą spoglądaliśmy na nią odjeżdżając :]
Dodatkowo mąż wyrównał teren pod przyszły blaszany garaż (pewnie stanie w przyszłym tygodniu). Ciężka praca się opłaca. Dzisiaj jednak zakwasy w częściach ciała, których do tej pory niegdy nieodczuwaliśmy:P

Połowa zadania wykonana. Różnicę widać gołym okiem!

Nasza automatyczna kosiarka.

Mój roboczy ogródek.


Efekt końcowy.

Kilimandżaro :P




Na szczęście mamy fajnego sąsiada, obiecał użyczyć prądu na czas dopóki skrzynki nie będzie na działce (jakieś 3 miechy), ponadto dowiedział się w elektrowni wszystkiego czego my nie wiedzieliśmy :] (jest miejscowy
) Czasami wydaje mi się, że ciągle zbyt mało wiemy żeby ten dom zbudować. Jest tyle rzeczy, które nam umykają, albo nie wiemy że musimy zrobić.







Komentarze