A my się zimy nie boimy!
Dzisiaj pobudka wcześnie rano... zbiórka budowlanych łachów, pod spód dwa swetry, dwie pary spodni, skarpetniki (to tak zwane ciepłe skarpety), śniegowce i mróz mi nie straszny! Oczywiście ludziom się tak pokazywać nie powinno, ale jakoś to przeżyję!
W sobotę zainstalowaliśmy kozę w domu i zrobiliśmy pierwsze próby rozpalania. Nie obyło się bez zadymienia całego domu, ale w końcu piec ruszył pełną parą:] Dzisiaj już bez problemów... zanim fachowcy się zjawili piec był już gorący:]
Pełne zaskoczenie gdy pod dom podjechał hydraulik... oboje z mężem obstawialiśmy, że przy takim mrozie zbojkotuje i nie przyjedzie :P Jesteśmy ludźmi małej wiary widocznie. Pięknie się rozstawił ze swoimi sprzętami i zaczął robotę twierdząc, że ze wszystkich fachowców on tu najwięcej napsuje (mając na myśli skucie ścian i stropów). Fakt odjeżdżając sprawdziłam, w łazienkach dziór jak w żółtym serku :P
Druga ekipa to panowie od wentylacji i rurek srebrzystych. Sprawnie wszystko poprzewircali, wsadzili rurki i jeszcze po sobie posprzątali! Oczywiście roboty nie koniec, pewnie zejdzie im do środy na położenie wszystkiego, ale ogólnie jestem zadowolona.
A co my?!? No nie, nie siedzieliśmy cały dzień na tyłkach instruując tylko fachowców w kwastiach estetyki wykonania! Cały dzień rąbaliśmy drewno (znaczy mąż rąbał, a ja pomagałam). Więc jestem zmęczona masakrycznie i ręce mam zmrożone i twarz też. Jak sobie posmarowałam kremem to mnie piekło jak diabli:/
Ale i tak było fajnie:] Takie dni na budowie sprawiają dużo frajdy! Wolę to niz chodzenie do pracy:]]]]]]]]]]]]]]]]]]] Heh!
A niestety nie mam zdjęć! Narazie...